Równi wobec wszystkich


W natłoku pozornie ważnych spraw, które koszą wszystkie inne sprawy, niezauważenie przechodzą sprawy naprawdę ważne. Ważne dla poczucia wartości każdego człowieka, który boryka się z poważnymi problemami w kompletnie niepoważnym kraju.

Ten trochę maślany wstęp jest krótkim podsumowaniem wczorajszego dnia, który w Polsce objawił się pod postacią Igrzysk Na Ulicy Wiejskiej, które z racji nazwy ulicy, słusznie na to miano zasługują. Igrzysk przejawiających się w krzyczeniu i prawie rwaniu szat. Igrzysk wyzwisk i prostackiego słowotwórstwa. Wiejska ma to do siebie, że już od dawna ciągnie wiochą i nie powinniśmy się nawet łudzić, że ci z Wiejskiej wniosą do życia publicznego coś więcej niż tylko naukę wspinania się na świecznik, po łbach tak samo chętnych do bycia na szczycie.

Każdy kraj ma igrzyska na miarę swoich możliwości i swojej publiczności.

Prawie tysiąc kilometrów dalej rozpoczęły się inne igrzyska. Są to igrzyska osób niepełnosprawnych – nazywane paraolimpiadą i jest to pokaz wielkich zwycięstw, na które nie byłoby stać pewnie żadnego naszego olimpijczyka z Wiejskiej.

Ale jest to także pokaz męstwa w każdym znaczeniu. Pokaz hartu i odwagi, który może być przykładem dla każdego. Przede wszystkim dla zdrowych ludzi, którzy myśląc czasami o niepełnosprawności nie mogą pozbyć się przekonania, że woleliby w takiej sytuacji umrzeć niż walczyć o życie.

Jeszcze w lipcu – patrząc na występ biegacza Oscara Pistoriusa, który stanął do biegu jak równy z równym ze sprawnymi fizycznie zawodnikami, zrozumiałam, że równouprawnienie i równe traktowanie ma zupełnie inny wymiar poza polskimi granicami niż podobne kwestie poruszane na naszym wiejskim ogródku.

Tam, za granicą nie ma litości – u nas jest tylko politowanie. Tam jest ciężka harówa – u nas walka o jak najmniej pracy. Tam równy ma być równy z równym – a u nas równi mają moralny obowiązek patrzeć ze współczuciem na nierównych bo inaczej rozpoczną się polskie igrzyska na Wiejskiej. Igrzyska na słowa o nierówności.

Powiecie, że to bez sensu?

Oczywiście przyznam wam rację. Polska walka o równość to jęk zdrowych nad losem tych, którzy czują się wykluczeni. Ale nie jest to jęk, który ma przynieść poprawę – to jęk, który ma wbić niepełnosprawnych jeszcze bardziej w wózki inwalidzkie, jęk mający zabrać im chęci do aktywnego życia. Jęk, który ma utwierdzić każdego wykluczonego, że bez pomocy polityków nie zrobi nic.  

Jęk polskich zdrowych ma mieć  tylko wymiar medialny - jak jaskrawy kwiatek w butonierce: ja jęczę dla dobra polskich wykluczonych (ich brak możliwości jest dla mnie szansą na karierę), to ja jestem głosem mówiącym ich głosami, podążajcie za mną, ja jestem waszą przyszłością..

-----------

Patrząc na Pistoriusa kończącego swój bieg pomyślałam, że walka o równouprawnienie powinna toczyć się na zupełnie innej płaszczyźnie. W tym biegu każdy robił swoje – miał dobiec jak najszybciej do mety. Nikogo o zdrowych i mocnych dwóch człapach nie interesowało, że wśród biegaczy jest jeden o dwóch zdrowych i mocnych protezach. Stanął do rywalizacji bez żadnych szans na wyrozumiałość. Miał do wyboru: walczyć jak równy z równym albo nie walczyć wcale.

Pistorius przeciera właśnie szlak do sportowych walk, w których bez znaczenia będzie czy ktoś ma nogi czy też nie. Ważne, że będzie biegł. Bez znaczenia będzie czy do ma ręce czy też nie. Ważne, że będzie strzelał z łuku w środek tarczy. Ponieważ najważniejsze będzie to, że wszyscy stają do zawodów jak równy z równym i stają do nich wspólnie nie dlatego, że ktoś im na to zezwolił, ale dlatego, że są tak samo doskonali w tym co robią i mają takie same szanse na zwycięstwo..

Ponieważ gdy wszyscy są równi nie ma miejsca na żadną pobłażliwość.













.