Bogowie Życia - eutanazja


Mamy prawo do życia czy prawo do śmierci? Okazuje się, że w obu przypadkach nie jest to tak oczywiste.

W marcu napisałam artykuł pt. Moralne prawo do życia.  <---kliknij

„Podobno kilku naukowców zastanawia się czy dziecko po urodzeniu ma prawo żyć czy też można mu to życie odebrać. Argument za tym, że można jest taki, że „nie jest osobą, ponieważ nie ma świadomości własnej egzystencji. Nie ma, podobnie jak dziecko jeszcze nienarodzone, wykształconego poczucia nadziei, marzeń i celów życiowych”.

Dlaczego przytoczyłam ten cytat?

Ponieważ kilka dni temu, świat obiegła wiadomość o tym, że śmiercią głodową zmarł człowiek, któremu sąd odmówił prawa do eutanazji a zarazem prawa do godnej śmierci. Tony Nicklison (o nim mowa) był sparaliżowany w wyniku udaru i jedyną rzeczą, którą mógł robić samodzielnie było myślenie i mruganie powiekami. Pozostała część Tonego była nieprzydatna i nie dawała mu żadnych nadziei na sensownie zorganizowaną przyszłość.

Chyba możemy sobie wyobrazić co może czuć człowiek, który nie czuje nic, ale ma pełną świadomość wszystkiego co się dzieje. Dusza w więzieniu ciała.

Ponieważ sąd nie spełnił jego prośby – Tony rozpoczął protest głodowy. Tydzień później zmarł. Można powiedzieć, że popełnił samobójstwo.

Co w przypadku Tonego było bardziej uzasadnione? Nie dopuścić do godnej śmierci czy pozwolić na mu samobójstwo zrzucając zarazem z siebie odpowiedzialność za decyzje o jego życiu?

Żyjemy w dziwnych czasach. Z jednej strony mówimy, że życie jest wartością świętą i dajemy prawo do aborcji, a z drugiej zabraniamy prawa do śmierci tym, którzy do życia nie są już zdatni..

W obu przypadkach wykorzystujemy bezradność tych, którzy zdani są na nasze decyzje. I nieważne czy jest to dzieciak w łonie matki czy sparaliżowany i bezsilny człowiek przykuty do łózka.

Tacy z nas Bogowie Życia.

Za zabiciem dziecka przemawiaby zacytowany na początku argument, że „nie jest osobą, ponieważ nie ma świadomości własnej egzystencji. Nie ma, podobnie jak dziecko jeszcze nienarodzone, wykształconego poczucia nadziei, marzeń i celów życiowych”.

Dlaczego ten argument nie przeważył w przypadku sparaliżowanego Tonego Nicklinsona? Jakie w swojej sytuacji mógł mieć wykształcone poczucie nadziei, marzeń i celów życiowych? Skoro jedynym jego celem była śmierć i skrócenie własnych cierpień?

Miałam do czynienia z ludźmi obłożnie chorymi. Nie raz patrząc na nich i rozmawiając z przyjaciółmi dochodziliśmy do wniosku, że już lepiej strzelić sobie w głowę niż tak żyć. Oczywiście w wielu z tych przypadków sami zainteresowani nawet nie byli świadomi tego jak ciężka jest ich sytuacja zdrowotna. I można powiedzieć, że mieli wielkie szczęście.

Ale dla kogoś kto żyje świadomie i wie, że nic go już w życiu dobrego nie spotka oprócz bólu – jest wręcz bestialstwem odbieranie szansy na bezbolesną śmierć. Dotyczy to także chorych na raka czy podobnych do Tonego Nicklinsona.

Oczywiście nie każdy chce umierać na żądanie. Znam takich, którzy z rakiem walczyli do końca i wyrzucając z siebie fragmenty wnętrzności mówili z przekonaniem, że z choroby jeszcze wyjdą.

Ale oni nie prosili o śmierć.

Więc co zrobić z tymi, którzy jej pragną?




Dyskusja--->>   Salon24













.