Nawet gdy wszystkich nas zabijecie to broni nie oddamy..


Nie rozumiem dlaczego na wszystkich dzisiejszych portalach na czołówkach wiszą newsy o strzelance w amerykańskiej szkole. Nie rozumiem dlaczego media tak ekscytują się tym wydarzeniem.
Czy to pierwsza strzelanina w amerykańskiej szkole?

Nie.

Czy amerykanie nie doświadczają strzelanin na ulicach z niewiadomego powodu?

Doświadczają.

Czy w związku z tym, że już tyle dzieci i młodzieży zginęło w szalonej rąbance – ktoś podjął kroki uniemożliwiające powtórkę dramatycznych wydarzeń.

Nie.

Więc co media chcą przekazać w związku z kolejną niepotrzebną nawalanką na kule?

Jeden z dziennikarzy na Twitterze podał statystyki: "W Chicago w 2011 rannych w przestępstwach i w wypadkach z użyciem broni zostało 700 dzieci. 66 zmarło."

Amerykanie nie pozwolą sobie odebrać prawa do wolności. Także prawa do posiadania broni. Amerykanie całym sercem są za posiadaniem broni. Nawet karabinków, które nie służą do obrony, ale do zabijania. Gdyby ktoś jednak się uparł by to prawo im odebrać, to powołają się na konstytucję.

Wolność za wszelką cenę – nawet za cenę składania ofiar z dzieci.
_____

Trudno mi współczuć ludziom, którzy tracą bliskich, a jednocześnie dają prawo do zabijania. Oczywiście ktoś powie, że tego nie można przewidzieć.

A ja powiem, że oczywiście, że można.

Jeżeli ktoś kupuje dla celów obronnych karabiny czy granaty – bardzo łatwo można przewidzieć skutki. Tym bardziej gdy nie kontroluje się komu i co się sprzedaje.

Prezenter CNN Anderson Cooper powiedział: „Nie chcemy, by historia zapamiętała mordercę, tylko jego ofiary”. Oczywiście. Po co pamiętać zabójcę, wystarczy położyć kwiaty na grobie dzieciaków i wygłosić ładne przemówienie. O tym, że nikt i nigdy Amerykanom nie odbierze wolności.

Coś w stylu, "nawet gdy zabijecie nas wszystkich to broni i tak nie oddamy" :/




Okna życia


Co zrobi kobieta, która urodziła, ale nie chce mieć dziecka?

W skrajnym przypadku wrzuci je do śmietnika, do beczki po kapuście albo do pieca. To zazwyczaj dzieje się zaraz po porodzie i najczęściej wtedy gdy kobieta jest w szoku. Media na czołówkach obwieszczają światu wiadomość z adnotacją, że państwo nawaliło. Inne media, że to wina kościoła ponieważ nie pozwala dokonywać aborcji, a jeszcze inne, że to efekt braku wychowania seksualnego w szkołach.

Z jednej strony Pro Life, która pomaga (na ile ma możliwości) w utrzymania dzieciaka z nieplanowanej ciąży – z drugiej lewicowe organizacje feministyczne, które twierdzą, że płód to nie dziecko i można go spokojnie (przynajmniej w fazie pobytu w brzuchu) do śmietnika wrzucić.

Ale jest jeszcze jedna możliwość.

Można dziecko zanieść do sióstr zakonnych i pozostawić bez obaw, że dziecku stanie się krzywda. Dzieciak do przyjazdu karetki otoczony jest opieką, a później przechodzi całą procedurę adopcyjną. Można powiedzieć, że sprawa z punktu widzenia dzieciaka zakończyła się happy endem.

Dlaczego?

Gdy trafi do nowej rodziny, praktycznie nie istnieje obawa, że za kilkanaście lat upomni się o niego matka, robiąc mu, często bez wiedzy rodziców adopcyjnych,  piekło emocjonalne. Bowiem rzadko się zdarza by w przypadku dzieci adoptowanych, rodzice biologiczni kierowali się innymi pobudkami niż zdobyciem środków finansowych czy najnormalniejszą w świecie toksyczną chęcią zamanifestowania swojej obecności.

Jak to się często kończy dla dziecka – wystarczy poczytać historie takich przypadków. Jedyne emocje jakie towarzyszą takim „rodzinnym spotkaniom” to strach, bezsilność, żal, bunt i wywrócone do góry nogami życie. Oczywiście tylko po stronie odwiedzanych. Biologiczna matka czy ojciec, którzy pojawiają się po latach, kierują się tylko chęcią zabezpieczenia swojej przyszłości.

Na miłość i myślenie o spokoju ducha dziecka nie ma miejsca.

Dlatego bardzo zdziwiła mnie argumentacja o „prawie do poznania swoich rodziców” i zarzut, że okna życia „ubezwłasnowolniają również matkę, która nie może ani śledzić losów własnego dziecka, ani zmienić decyzji w sprawie jego wychowania”.

Aż trudno zrozumieć, że można takimi argumentami się podeprzeć. Wyraźnie widać, że ten kto takie argumenty przedstawia daleki jest od kierowania się dobrem dziecka. W przypadku dzieci adoptowanych w chwili gdy mają świadomość tego co się z nimi dzieje, można by mówić o jakimś „za”. Choć nie wiem ile dzieci będzie szczęśliwych gdy dowie się, że „matka cię porzuciła”

Koszty emocjonalne dla dziecka – trudne do wyliczenia.

Ale w przypadku niemowlaków pozostawionych w oknie życia trudno naprawdę dyskutować o prawie do poznania swoich korzeni. Dzieciak chowany od maleńkiego przy adopcyjnych rodzicach, znający ich zapach, ciepło, przywiązany do nich emocjonalnie – kiedy miałby skorzystać z takiego prawa i po co?

Chyba tylko po to by móc pokazać jeszcze większe rogi w wieku dojrzewania i buntu. Trudno rodzicom powoływać się wtedy na swój autorytet rodzicielski, w sytuacji gdy buntownik odpowie „nie jesteście moimi rodzicami”. Ten kto ma za sobą burzę hormonów wie, że każdy argument jest dobry, żeby się odszczeknąć i brykać bez kontroli.

Z drugiej strony w ideologicznej wojence wytoczonej  z okazji „okna życia”  jak zwykle kościołowi (nie pozwala się skrobać) zabrakło zdrowego rozsądku. W chęci dołożenia kościołowi – temu samemu, który okna życia zainicjował – nikt nie pomyślał o matce, która dziecko zostawiła.

Może ona nie chce kontaktu ze swoim dzieckiem? Może inaczej zorganizowała swoje życie, może nie jest meliniarą tylko mamą dla gromadki innych dzieci i wcale nie potrzebuje aby ktoś nagle wchodził w jej życie, przypominając o złym epizodzie w życiorysie?

I co wtedy?

Czy ktoś pomyślał o takiej ewentualności?

Czy może tylko ważniejsze jest szarpanie się z kościołem i ględzenie bez końca o tym, że aborcja to najlepsze wyjście z trudnej sytuacji?

Oczywiście możemy zapytać same zainteresowane dzieci co byłoby dla nich lepsze: gdyby matka dokonała aborcji czy to co zrobiła: dała życie, ale i innych rodziców?

Oczywiście nie zapytamy ponieważ odpowiedź i bez tak głupich pytań znamy.


więcej:












.