Ubój rytualny

W zasadzie nie wiem czemu ma służyć ubój rytualny w czasach gdy nie musimy już tak dosłownie podchodzić do rytuałów religijnych. W zasadzie rozumiem, że są jednak kraje, którego ludność nie zje mięsa  bez świadomości, że przed śmiercią zwierzę należycie się wycierpiało.

W zasadzie wiem też, że by takie mięso “smakowało należycie” musi być, do jego zabicia,  przysposobiony odpowiedni człowiek o odpowiednich walorach duchowych.

Tak było kiedyś i pewnie jest i dzisiaj, ale ponieważ chętnych do zjedzenia mięsa pozyskanego z uboju rytualnego jest więcej niż przysposobionych do zabijania więc powstały rzeźnie, które taśmowo wykonują to, co kiedyś było celebracją religijną.

W Polsce od tego roku ubój rytualny jest zakazany, ale z niewiadomych powodów, partia, która kiedyś niosła na sztandarach wszystkie najlepsze hasła tolerancji, wypośrodkowania i nie-agresywności postanowiła zamienić się w partię rzeźników i zaspokajać interesy polskich ubojni, które raczej w ramach oszczędności na kosztach wolą zwierza zabijać tanio i dopisać do tego ideologię pielęgnowania wschodnich tradycji.

To, że takie zabijanie jest bestialstwem wiemy i bez oglądania filmów na YT. Że w polskich rzeźniach zabija się zwierzaki bez ogłuszania mimo tego, że są przeznaczone tylko na polskie stoły - też wiemy. Oficjalnie zwierzaki zabijane są humanitarnie, czasami tylko wybuchają skandale, że dla zabawy wrzucono prosiaka do wyparzarki, na co patrzył weterynarz i nie reagował.

Co pracownicy potrafią robić ze zwierzętami na farmach czy ubojniach widać na dostarczonych filmach organizacji walczących o prawa zwierząt. Bynajmniej nie tych zwierząt, które mają trafić na muzułmańskie czy żydowskie stoły.

W Polsce rozpoczęła się jazda polityczna na garbach zabijanych zwierząt chociaż wątpię czy ma to jakikolwiek związek z empatią dla czteronożnych stworzeń bożych. Ci, którzy tak głośno krzyczą o bestialstwie, kompletnie nie zastanawiają się nad losem polskich koni, które trafiają na europejskie stoły. Jak są przewożone i co się dzieje w trakcie transportu na pewno każdy z czytających ten art wie.

Zabijane bestialsko zwierzęta stały się przedmiotem kampanii politycznej -kampanii, która ma podnieść wiarygodność partii, która stoi na czele oburzenia. Nie chcę złośliwie przypominać, że ci, którzy tak głośno krzyczą o zakazie uboju rytualnego, potrafili na wideo ze zdychającym zwierzakiem wkleić logo partii, a w swoim szeregu mają człowieka, który chyba nie lubi norek mimo tego, że je ma.

Ale norka to nie ubój rytualny, który między wierszami nosi nazwę “religia”.

Ci sami ludzie, którzy oburzają się na ubój rytualny kupują najdroższe kosmetyki, które obiecują zatrzymać oznaki starzenia się.

Na kim testowane są te cudowne kremy?

Na plastikowych lalkach?

Można przykładów mnożyć i mnożyć.

Słyszałam, że jeżeli posłowie wyłamią się i zagłosują przeciw ubojowi rytualnemu dostaną kary. To jest tysiąc złotych. Oczywiście mam szacunek dla posłów, którzy nie głosują za zabijaniem w imię tradycji religijnej, ale chciałabym poznać ich konsekwencję gdy kary będą wynosić na przykład całe uposażenie poselskie. Tysiąc złotych dla posła to pryszcz, coś tak jak jeden zet dla rencisty.

Zbyt mała cena by sprawdzić siłę współczucia i empatii.

I na koniec zapytam: Co się dzieje z tobą Platformo, że zaczynasz zachowywać się jak bezideowy kłak kurzu, którym targa wiatr?





.

A krew popłynie ulicami..

Od pewnego czasu słychać znowu głosy o tym, że Europie zagraża islam. Oczywiście ten islam, który kojarzy się z WTC czy wysadzającymi się terrorystami w autobusach. Media regularnie dostarczają nam informacji o tym, kto znowu padł ofiarą islamskiego terroru, kto został po raz kolejny zgwałcony i które to dziecko padło ofiarą miny.. oczywiście podrzuconej przez islamskich terrorystów.

Niektórzy z nas święcie w to wierzą i wierzą też w to, że świat demokratyczny chce wyzwolić wszystkich muzułmanów spod ciężkiej tyranii ich przywódców i z wypiekami na twarzy oglądają kolejny spektakl pod tytułem “Demokratyzacja nieoświeconych”.

Napisałam ”niektórzy z nas” ponieważ znaczna część pewnie nie wierzy w te bzdury, a przy okazji słucha dziennikarzy, lekarzy czy organizacji charytatywnych, którzy podają inne wersje arabskich wydarzeń. Ponieważ w swoich nazwach organizacji mają “bez granic” toteż i media nie są skore do dostarczania newsów z ich punktu widzenia.

Niedawno przez Północną Afrykę przeszła wiosna, która porwała wszytko co mogło nosić broń, do walki ze złem. Wiosna arabska pachniała na kilometr prowokacją służb, ale wszyscy kibicowali ludziom w podartych swetrach, którzy na peryferiach miast dokonywali rzezi wszystkiego co się ruszało. Wiosna minęła, demokracja zapanowała, a media nie informują już o protestach jakie trawią powiosenne kraje. Ci którzy wynieśli do władzy tych, którzy ściągnęli z władzy innych, dożywają w więzieniach zimy, a i na pewno i dożyją w nich późnej starości.

Świata to nie interesuje, ropa jest w demokratycznych rękach, a kraj, który rozpieszczał swoich obywateli wynagrodzeniami nawet bez pracy, pogrążył się w chaosie.

Demokratyczna wiosna poszła dalej, dotarła do Syrii i ostatnio do Turcji, która jest najbliżej związana z Europą.

I przechodzimy do sedna.

Kiedyś było wszystko proste. Były dwa mocarstwa, które trzepały całym światem i podzielona na pół Europa. Z czasem Europa stała się jedną całością, która w zawrotnym tempie zaczyna integrować wszystkie dziedziny swojego funkcjonowania. Powstała nowa federacja, która ma swoje plany i swoje ambicje. Nie dotyczy to tylko ekspansji w sferze ekonomicznej, ale także naukowej.

Taki gracz na politycznym rynku okazał się sporym zaskoczeniem dla mocarstw, które mimo uśmiechów i dyplomatycznych gestów czasami zapominają o manierach i wysmykają się im niepotrzebne słowa. Najbardziej bolesnym dla młodej, europejskiej federacji był kryzys finansowy spowodowany sprytnym wyprowadzeniem amerykańskich aktywów z banków europejskich. Na konferencji, która miała być pokazem solidarności z EU Barack Obama powiedział, że sorki, ale on ma swoje problemy z kasą, a zaproszony Miedwiediew, nie owijając w bawełnę, wypowiedział sakramentalne słowa: “to sprawa Unii a nie Rosji i Unia sama musi sobie poradzić”.

Tak jakby o to chodziło.

Teraz mieliśmy kolejną próbę uwikłania Europy w polityczne rozgrywki. Miała to być Turcja. Przez banalny powód, jakim stał się projekt przebudowy reprezentacyjnego placu (meczet, centrum handlowe, opera) Ankara i okoliczne miasta zamieniły się w pole walki, mające zmusić obecną władzę do ustąpienia.

Premier Erdogan zdaje sobie sprawę z tego jaki los spotkałby jego kraj gdyby ustąpił na rzecz awanturników śliniących się za władzą, ale i pokazał, że jest świadomy tego jaki los spotka zreuropeizowaną Turcję gdy tylko “demokracja” przejmie władzę.

Dlatego z pełną konsekwencją zaprowadził porządek.

Temat Turcji spadł z czołówek mediów po informacji, że to lewackie organizacje zdemolowały stolicę. Wszak wszystkie kraje starej Europy Zachodniej przerobiły lewackie rewolucje w latach 70-tych, rewolucje okupione śmiercią niewinnych ludzi.

Ale zastanówmy się co by było gdyby Erdogan ustąpił?

Syria się nie poddaje, a już dawno powinna. Bomby z Syrii swego czasu trafiały na turecką ziemię z nadzieją, że Turcja się wkurzy i wspomoże nadchodzącą demokrację swoimi czołgami.

Nikt nie zastanawia się dlaczego bomby skierowane na Damaszek leciały do Turcji, przecież  nie jest to ani po drodze ani nawet nie ma uzasadnienia w matematyce. Gdyby nawet był to błąd w obliczeniach, to i tak pijany musiałby tym kierowaćć by rakieta poleciała aż tak daleko.

Premier Erdogan nie dość, że nie chce się włączyć w konflikt syryjski - to jeszcze skutecznie doprowadził do tego, że przygraniczny atak nie stał się newsem tygodni.

Więc wyobraźmy sobie, że mamy nowe, "demokratyczne" władze, które przejęły stery  i zgodnie z polityką akcja-reakcja interweniują w Syrii. Do tego musiały by włączyć się także Niemcy. Turków u nich pod dostatkiem, a pokazali ostatnio na ulicach niemieckich miast, że jest ich sporo, gdy tylko oczekują jakiejś postawy od kanclerz Merkel.

I gdy już wyobrazicie sobie, że tureckie wojska uwalają rząd Assada wyobraźcie sobie oczekiwania tureckiej społeczności w Niemczech.

Gdyby Merkel poparła - mamy piekło zemsty.

Gdyby Merkel nie poparła - mamy też piekło. Na przykład wrzutka w mediach pod tytułem, że Niemcy dostarczalibroń Syrii. Łoł.. ta sama broń, która zabija tureckich żołnierzy i przygranicznych cywilów!

Na reakcję nie trzeba by było długo czekać.

Wtedy zgodnie z prognozami zaczęły by się protesty. Odpowiedzią na protesty społeczności tureckiej byłyby demonstracje narodowców, może pacyfistów, może innego lewactwa. Ktoś by powiedział, że po co Turcy w EU, a tak w ogóle to won do siebie, Europa dla Europejczyków i takie tam inne bla bla bla..

Resztę dopiszcie sobie sami.

I macie rację- Europa popłynęłaby krwią. Troszkę by się zmniejszyła populacja, na odbudowie spalonych domostw czyjaś upadła gospodarka stanęłaby na nogi. Ale na pewno nie islam byłby powodem tego piekła, któremu nikomu nie życzę.

Powodem jak zwykle byłaby polityka. Paru przekupnych polityków, którzy za władzę gotowi by byli uwikłać swój kraj w niekończącą się "historię" o religii i nienawiści.



.

Wielkie Odrobaczanie.

Cierpliwie czekałam na to co powiedzą w sprawie naszego byłego tenisisty środowiska oświecone. Czekałam szczególnie na słowa naszych feministek, które chyba powinny zabrać głos.

Ale nie zabrały. 

Przypomniał mi się żart-zagadka, który w tych dniach, po małej modyfikacji nabiera większego znaczenia. Ta zagadka - czym się różni gej od pedała? - idealnie pasuje do sytuacji w jakiej znalazł się na własne żądanie Wojciech Fibak. 

Zupełnie inaczej sprawa by się miała gdyby trafiła na jakiegoś przypadkowego osobnika - wtedy dostałby od razu nazwę "alfons". Zupełnie inaczej sprawa się ma ze znaną postacią, która do tego wszystkiego mogłaby wesprzeć swoją osobą niejeden twór polityczny. W tym wypadku większość komentatorów, z niewiadomych powodów, skłania się ku tłumaczeniom zainteresowanego, że "łączy ludzi z różnych ścieżek".

I jak potępić człowieka, który daje młodym dziewuchom szansę poznania świata przez jakiś czas i za kilka numerków nacieszyć się wielkoświatowym życiem? Gdzie jedna z drugą załapie się na jacht czy Nowy Jork? Przecież po pysku nie dostanie bo poleca ją słynny tenisista. Nigdy też łez nie wyleje i można traktować to jak umowę zlecenie: umawiają się, on jej zleca coś zrobić, ona to wykonuje, a nagrodą są flesze przez jakiś czas i prawie jak w Dynastii i rodzinie Karingtonów.

Dlatego nie zdziwiłam się, że tym złym w sprawie okazał się redaktor Latkowski, który zastosował prowokację wobec kogoś kto kiedyś pykał na korcie piłki. 

Dla Polski. 

Chociaż Polska z tego chyba niewiele dzisiaj ma.

Nawet się nie zdziwiłam, że temat upadku dziennikarstwa podejmowali redaktorzy innych gazet. W końcu wszyscy są etyczni i są dziewicami w brutalnym świecie mediów. Przebieranie się redaktora Newsweeka za księdza i wyrywanie księży na portalach randkowych by upolować geja nie jest przecież obrzydliwą prowokacją tylko bohaterską walką z hipokryzją kościoła.

Nawet nie zgaduję co by się działo gdyby osobą łączącą ludzi "z różnych ścieżek" okazał się jakiś konserwatywny w poglądach człowiek, a już strach pomyśleć co by było gdyby kimś takim okazał się człowiek zbliżony do PiS.

Dlatego nie wnikałam w rozważania ani Fibaka, ani gazety Wprost. 

Ale wczoraj przeczytałam zajawkę wypowiedzi Wojciecha Fibaka i mnie zmroziło. By zapobiec publikacji tenisista wypowiedział te oto słowa: 

"Co ja mogę zrobić, żeby to nie poszło? Obiecuję współpracę do końca życia."

Na czym polegałaby ta współpraca? Pewnie tylko na uwiarygadnianiu zachowania polityków czy partii. Pewnie na występowaniu w mediach by dać wyraz jakiemuś oburzeniu. Bo przecież nie na załatwieniu roboty u bogatego amerykańskiego biznesmena.
_______

Nasz światek artystyczny jest chyba takim jednym wielkim kopcem obietnicy współpracy.  Ponieważ polscy artyści niewiele różnią się od tych zachodnich (zwłaszcza w sferze skandali i smacznego, tajemniczego życia prywatnego) a do tego chleją jak mój starszy kot przed odrobaczaniem - są oni łatwym źródłem taniej reklamy politycznej.

O ile na zachodzie przelotny romansik gejowski wywołuje ziew, o tyle w Polsce jest jeszcze sporą sensacją i pożywką dla tych, którzy na sprawie geja chcą urosnąć. A ponieważ "plotka o geju" cudownie sprawdzała się za komuny więc i dzisiaj niejeden/dna znana postać może przypłacić taki skandalik karierą. 

Oczywiście nie musi to być od razu sprawa z homo w tle. 

Może to być wszystko: film nakręcony na imprezie z przyjaciółmi, może to być filmik po szalonej imprezie, który może i o niczym nie będzie świadczył, ale na pewno pojawią się anonimowe źródła, które w zdaniu przypuszczającym, ze sporym ładunkiem prawdopodobieństwa, doprzypuszczają resztę.

Jak to działa? Widzimy w mediach przy okazji każdej rozdymanej afery. Rzuca się słowa-klucze, a resztę dokonuje tak zwana opinia publiczna.
_________

Ilu z naszych celebrytów obiecało taką współpracę do końca życia w zamian za nieujawnianie skandalu? 

Przecież nie jest żadną tajemnicą, że media w Polsce pracują dla polityków i partii. Gazety, od których poważny człowiek o zdrowym umyśle trzyma się z daleka, uwiarygadniają swoją obecnością na łamach, znane nazwiska. Znane skądinąd z działalności innej niż publicystyka literacka. Na zawołanie mamy w mediach aktorów, piosenkarzy, wszelkiej maści artystów, którzy podnoszą larum nad jakąś polityczna sprawą choć na przykład we Francji żaden aktor nie pędzi do studia z powodu ostatnich zamieszek na ulicach Paryża, żaden aktor nie rwie szat z powodu podpalenia meczetu w Londynie, ani żaden nie bije się na forum internetowym z powodu thrillera z Żydem w tle.

Więc dlaczego u nas to się dzieje?
___________

Odrobaczanie mojego kota zakończyło się wyraźną poprawą. Nie pije tak jak ostatnio, nie ma biegunki po każdym posiłku.

Może i Polsce potrzebne jest Wielkie Odrobaczanie? 

Wielki Publiczny Rachunek Sumienia.

Odrobaczanie Sumienia by żaden robal już nigdy nie szantażował swoją obecnością..



więcej ---->> Salon24





.

Niedziela

Rozpoczęła się nowa wojna ideologiczna. Pomyślicie, że znowu chodzi o in vitro, a może o aborcję albo prawa krzyża do wiszenia w Sejmie. Ale mylicie się.
Obecna wojenka to przemieszanie problemów wiary z problemem niewolnictwa.

O co chodzi?

O wolne niedziele.

Grupa posłów wpadła na genialny pomysł by wprowadzić ustawowo niedzielę jako dzień wolny od pracy. Wprawdzie Pan Bóg powiedział, że siódmego dnia powinny ludziska odpoczywać, ale to powiedział ON a nie szef firmy więc się nie liczy.  Zaczęły się bunty i pretensje, że jak to tak: a gdzie wolność, a gdzie prawo do robienia z czasem co się chce, a gdzie poszanowanie praw biznesmenów.

Propozycja wolnej niedzieli powinna przejść błyskawicznie przez sejmowe zasieki. Wszak wolnymi niedzielami szczycą się nasi zachodni sąsiedzi, których co chwilę przywołujemy za przykład. Powinna przejść błyskawicznie ponieważ mamy zwartą grupę lewicy, która swoimi głosami wprowadziłaby słowa w czyny.

Ale właśnie ze strony lewicujących posłów chwalebna propozycja trafiła na zasieki kolczaste i nieprzystępne. Ludzie, którzy pierwszego maja maszerują w pochodach by pokazać solidarność z klasą robotniczą -woleliby tą klasę robotniczą widzieć w robocie -także w niedzielę. Jeden z nich napisał nawet na Twitterze, że gdy tylko niedziela będzie wolna, to będzie musiał zwolnić 12 osób. 

Nijak nie mogłam dojść do tego ile ludzi zatrudnia knajpa na pasażu przy markecie skoro dwanaście osób może polecieć na bruk, a knajpa zostanie.

Do mikrofonu w sprawie wolnych niedziel dorwały się także feministki walczące półnago o prawa kobiet i szarpiące wszystkich za rękawy jak wściekłe psy warcząc “szanujcie nas!”.

Właśnie jedna z nich wywarczała, że wolna niedziela to inicjatywa wyznaniowa. Kościół niczego przecież tak nie pragnie jak tego, by kobiety w niedzielę dały na tacę, a nie stały za kasą w markecie i zbierały mamonę dla kapitalistycznych wyzyskiwaczy.

Normalnie kościół zazdrości i podstępnie korumpuje posłów PiS by uszczuplić wpływy ciężko pracujących biznesmenów.

Żadna z walczących stron nie pomyślała o tych, którzy w niedzielę zamiast zjeść śniadanie z rodziną pchają palety z towarem czy są przymurowani do krzesła przy kasie.

Okazuje się, że solidarność wobec ciężko pracujących kończy się tam gdzie zaczynają indywidualne korzyści. A raczej ich straty.

Chyba nie ma różnicy czy zakupy robimy przez sześć dni czy siedem. Więcej nie kupimy niż mamy kasy. Nie ma różnicy czy colę kupimy w sobotę czy w niedzielę - jej smak nie zmieni się przez noc stojąc w naszej lodówce.

Więc w czym problem?

W tym, że w Polsce kształtuje się nowa “rasa panów”, dla których sklepy mają być otwarte zawsze by "Pan" mógł zawsze kupić sobie mineralną na posobotniego kaca.

Markety mają być otwarte po to, by jakiś restaurator miał gdzie spędzić swój wolny czas w niedzielę, przemieszczając się między stolikami i strofując swoich kelnerów. Sklepy mają być otwarte bo inaczej okaże się, że wzrośnie bezrobocie, gospodarka padnie na pysk, a biznesmeni z powodu ograniczania wolnego rynku przeniosą się na Cypr..

Bo przecież nie do Niemiec.

Robota w sklepach ma furczeć w niedzielę bo inaczej jeden "Pan" z drugą "Panią" wyjdzie na mównicę i powie, że polska gospodarka klęczy przed Watykanem.

Bo robol to robol i ma zapieprzać siedem dni w tygodniu i poprawiać samopoczucie wykształconej lewackiej elycie, która piszczy z radości, że “już piątek” i zdąży przez sobotę upalić się i upić, a potem oczekuje by uśmiechnięta kasjerka lub kelnerka podała na jego skacowane gardło zimną colę.

:/  

Dyskusja Salon24





.