Pokombinować z in vitro


Z jakim zdziwieniem przeczytałam w mediach o propozycji posłów PiS, która niosłaby za sobą kary grzywny lub więzienia dla lekarzy stosujących in vitro. 

Jestem w stanie zrozumieć pęd polityków do pchania się na czołówki gazet, choć do końca nie rozumiem dlaczego miałoby to odbywać się kosztem kolejnych wyimaginowanych ofiar. Mogę zrozumieć obawy o etyczne zachowania wobec zamrożonych zarodków i to czemu będą one służyć, ale nie rozumiem dlaczego mają być wmieszane do tego organy ścigania.

In vitro budzi emocje zarówno po prawej jak i po lewej stronie więc możemy oczekiwać nadchodzących pyskówek ze strony prawicy i upadającej lewicy. Każdy z nich zyska dzięki temu u swoich wyborców. Jedni ugruntują katolicką naukę kościoła w szeregach a inni, kopiąc znowu w kościół, być może zahamują dramatyczny odpływ zwolenników. Nikt przecież nie boi się tak bardzo dyktatu katolików jak cienko piszczący antyklerykałowie z deklaracjami apostazji w dłoniach.

Tak czy inaczej in vitro wróciło znowu na czołówki. A nie powinno.

Dlaczego?

Ponieważ nie jest to najważniejsza do uporządkowania dziedzina w życiu państwa. I wcale też nie jest niezbędna do funkcjonowania państwa. Zagadnienia dotyczące in vitro w naszym kraju, ograniczały się tylko do pytań czy państwo powinno finansować potwornie drogie zabiegi czy też nie.

Moim zdaniem nie powinno. W dobie braku pieniędzy na leki dla przewlekle chorych, naprawdę trudno zgodzić się na duszenie budżetu i wyciąganie kasy na egoistyczną formę posiadania dziecka. Nie jesteśmy tak bogaci, żeby zapychać sierocińce do granic wytrzymałości porzuconymi dzieciakami jednocześnie odbierając innym szansę na posiadanie dziecka bez długiego, kosztownego i nie zawsze przynoszącego rezultat zabiegu medycznego.

Mówiąc najprościej: mamy wystarczająco dużo dzieci w domach dziecka by uszczęśliwić KAŻDĄ rodzinę, która NAPRAWDĘ chce dziecko mieć.

I tyle w temacie in vitro w wersji oklepanej przez polityków.

Dzisiaj by złapać jakiś punkt zaczepienia do walki w imię Boże, posłowie PiS wyciągnęli stary suchar, którym chcą zagmatwać widzenie nauki przez zwykłego szarego człowieka, który nie wierzy w mity greckie ani rzymskie. Czyli nie za bardzo czai o co chodzi z tymi zarodkami, które byłyby męczone w łapach Frankensztajnów.

Posłowie PiS na wszelki wypadek wyciągnęli armaty i grożą śmiercią, choć dobrze wiedzą, że nasze państwo na naukę przeznacza tyle ile może, ale nie tyle ile naukowcy by chcieli. Tym bardziej gdyby jeszcze  zadeklarowali, że będą sobie poczynać z zarodkami i eksperymentować czy kombinować przy tworzeniu hybryd.

Ale sama myśl o takich zapędach jest wystarczającym hakiem na nieobeznany w temacie elektorat, który na samą myśl o półczłowieku półkoniu może doznać wstrząsu.

Posłowie PiS pewnie nie wiedzą, że kombinacje z zarodkami mają już miejsce od dwudziestu ponad lat, a media donoszą nam co jakiś czas o kolejnych efektach tych kombinacji, kolejnych zwierzakach z nie swoimi uszami na grzbiecie czy o święcących nie wiadomo po co w nocy. Mamy newsy o dzieciakach wychodowanych tylko dla celów ratunkowych i o różnokolorowych myszach. Słyszymy o kolejnym obniżaniu rygorów w kwestiach doświadczeń naukowych i coraz większej tolerancji dla wątpliwych etycznie zabaw z genami.

Oczywiście tego nie powstrzymamy, ponieważ ciekawość naukowca jest podobna do ciekawości dziecka, które chce wiedzieć jak wygląda prąd i wkłada paluchy do kontaktu, nie myśląc o konsekwencjach. Z naukowcami jest podobnie i nic ich nie powstrzyma przed kombinowaniem. 

Po to mamy myszy, małpy i inne zwierzaki w laboratoriach żeby je zamęczać z myślą o naszych konkretnych potrzebach. Nie odmówimy nerki wychodowanej na prosiaku podobnie jak nie odmówimy nerki, którą  wycięto biednemu Azjacie. My trzepiemy światem i nam się należy wszystko. Nam wszystkim, których stać zapłacić za swoje dobre samopoczucie.

Akcja PiS, a raczej jej dwa projekty są niczym innym jak dowodem na walkę dla samej walki. Takie organizowanie sobie czasu nanadchodzące dwa tygodnie, albo tylko na kilka dni. Nic nie wniesie oprócz tego, że Piecha znowu pokaże się ze strony lepszej niż kiedyś, a Dziedziczak znowu zabłyśnie.

I tak będzie do następnego nic nie znaczącego projektu, który rozrusza leniwą egzystencję naszej opozycji.




.

Kołtun


Jak nie spojrzeć – wojny są po to by na barykadach posadzić ofiary a w gabinetach dzielić łupy. Wojny ideologiczne może nie mają krwawych ofiar, ale łupy i tak są są cenne i pozostają do podziału pomiędzy tymi, którzy je wywołują. Medialne wojny ideologiczne są najlepsze gdyż gwarantują krwawą rzeź obleczoną mocnymi sformułowaniami. Ale także dlatego, że są to wojny wirtualne pomiędzy wirtualnymi ofiarami i nikt tak naprawdę zginie.

Więc po co są?

Z prostego powodu: podział łupów jest jak najbardziej realny i jak zawsze w gabinetach.

Po awanturze z ubiegłego tygodnia wywołanej Ramoną S., wyrokiem  sądu za obrazę uczuć religijnych i słowami dwóch takich co za Monty Phytona chcą robić – nadszedł czas by zastanowić się komu taka wojna była potrzebna.

Odpowiedzi przychodzą same.

Dzisiaj mamy cały wysyp bohaterów, którzy na swoich profilach facebookowych i na prywatnych blogach piszą słowa, za które Doda beknęła wypowiadając je publicznie oraz komentując to, za co dwaj panowie może bekną - za publiczne naśmiewanie się (tutaj każdy wg siebie uzna z kogo).

Naczelny przekroju strzelił oświadczeniem na Facebooku, że Autorzy Biblii (której?) byli napruci i upaleni jakimś ziołem, latali na bezzałogowych pterodaktylach i legitymizowali zbrodnicze działania kogoś, kogo imienia nawet nie wymieniali.

Już nie wnikając w to, że Biblia jest tylko jedna, zaś jej tłumaczeń jest mnóstwo i zależały one od spojrzenia na temat i od panującej sytuacji na szczytach ówczesnej władzy – to samo tak nieprecyzyjne stwierdzenie zwalnia facebookowego bohatera z jakiejkolwiek odpowiedzialności prawnej. Ale przecież nie szkodzi zrobić z siebie wojownika o wolność słowa (trochę po fakcie), oczywiście wskazując palcem winnego całej dodowej sprawy - władze naszego kraju.

Takie milutkie kopanie w rząd.

W tym wszystkim nikt nie pomyślał o jednym: skoro Doda przeprosiła a Ryszard Nowak przeprosiny przyjął i sprawę uznał za zamkniętą – to w czyim interesie było wywlecznie jej ponownie na światło dzienne?

Kto najwięcej zyska na kolejnej wojnie ideologicznej?

___

Sprawą dwóch dowcipnych panów zajął się na swoim blogu profesor etyki (kolejny), który krótko napisał, że: MSZ Ukrainy mógłby im podziękować, ale obowiązku nie miał. Ale debil reaguje jak pies Pawłowa.. Zresztą debilami chyba już wszyscy są – wszyscy, którzy nie chwycili żartu dwóch panów.

Na koniec profesor etyki podziękował Wojewódzkiemu i Dodzie za  odważne stawanie czoła kołtuństwu i hipokryzji.

W tym wszystkim nikt nie pomyślał o jednym: o kobietach.

Czy ktoś zapytał same kobiety, co sądzą o dowcipie dwóch panów?

I już pomińmy kobiety nieoświecone. Zapytajmy kobiety inteligentne, wykształcone, obyte w środowisku literackim, kobiety znające na pamięć Gombrowicza, Kafkę i tym podobnych. Zapytajmy, jakby się poczuły gdyby ktoś w ich towarzystwie zabłysnął kawałem o „klęczących Ukrainkach”.

Czy śmiały by się do rozpuku?

Czy może wykształcona, oświecona i bogata dama zezłościłaby się na dowcipnisia, że śmieje się z niej samej? Nie dlatego, że jest kobietą i taki żart ją obraził (w końcu jest Polką a nie Ukrainką), ale dlatego, że żartowniś śmieje się z jej własnego kołtuńskiego spojrzenia na Ukrainkę, którą właśnie zatrudnia do sprzątania domu.

Może wypowiedź samych zainteresowanych zakończy wreszcie temat "klęczących i gwałconych kobiet"?

___

W latach 90-tych polskie panie wyjeżdżające do Niemiec do opieki nad starszymi osobami skazane były bardzo często na niewolniczą pracę. Inna sprawa, że dawały się wykorzystywać na własne żądanie. Nie znając języka albo nie wiedząc co robić z babcią/dziadkiem wariatem, biegały ze ścierką, kilka razy dziennie szorując posadzki. Czasami były tak nadgorliwe, że aby wykurzyć swoją polską zmienniczkę robiły „ponadprogramowe” zadania by tylko pozyskać względy swojego pracodawcy.

Tak psuły opinię wszystkim Polkom szukającym tam pracy. W ten sposób przyklejały naszym dziewczynom łatkę pogardy i pogardliwych określeń.

Ale nikt nie obśmiewał z tego powodu Niemców w tamtejszych mediach. Nikt nie pozwolił sobie na komentarze o "pijanych czy kleczących Polkach" wypowiedzianych po to tylko, by wyśmiać kołtuństwo Niemców. 

Zapytałam kiedyś moją znajomą dlaczego daje się tak wykorzystywać przez niemiecką szefową. Odpowiedziała mi coś, co mnie wbiło w ziemię: ja też bym robiła tak samo gdybym miała możliwość.

To jest właśnie kołtuństwo. Ale nie polskie kołtuństwo – tylko zwykłe, ludzkie, podłe kołtuństwo. I sam Kuba wie kto w jego środowisku podle traktuje swoje pomoce domowe. Może wie, że któryś z jego kumpli staje przed Ukrainką i ona już wie co ma zrobić. Bo jeżeli nie zrobi to wyleci na zbity pysk, bez kasy, na ulicę.

I może wtedy Kuba też się świetnie bawi. Gdyż wie, że będąc świadkiem takiej sytuacji, obśmieje w swoim programie „polskie kołtuństwo” - zamiast dać w pysk temu, kto tak kołtuńsko postępuje z kobietą. 





.

"Dobry" żart jeszcze lepszy proces wart


„Rozmowa prowadzących nie miała na celu obrażania i poniżania kobiet pochodzących z Ukrainy, wręcz przeciwnie - miała na celu obnażenie i poddanie krytyce funkcjonujących niesprawiedliwych stereotypów na temat Ukrainek”

Jaka to rozmowa?

Kuba Wojewódzki i Michał Figurski  podjęli się oceny meczu Polski i Ukrainy. I podobnie jak ja niedawno stwierdziłam, że mimo przegranej to i tak my mamy najładniejsze stadiony - tak dwaj panowie bardziej dosadnie, po męsku zrobili podobne stylistycznie podsumowanie, uświadamiając społeczeństwo, że mimo wygranej tych drugich to i tak Ukrainki nie wstają z kolan.

Tak w największym skrócie.

Pracodawca dwóch panów skwitował to zapewnieniem, że panowie nie obrazili Ukrainek tylko ociemniałych Polaków za to, że tak o Ukrainkach myślą. Czyli – na moją logikę – jeżeli Kowalski powie, że dziewczyna Nowaka ciągle klęczy, to nie obraża ani Nowaka ani jego dziewczyny tylko Piotrowską spod siódemki, że może takie głupoty myśli o Nowakowej.

Ponieważ afera wybuchła wczoraj więc przeglądałam z ciekawością newsy w poszukiwaniu komentarzy na temat pogawędki Kuby i Michała. Nie znalazłam ani jednego komentarza pani profesor od etyki, która tak chętnie wypowiada się na każdy temat. Może gdyby pracodawca Kuby i Michała nawiązał do katolików, a nie mówił o małostkowości niektórych Polaków, to  pewnie miałaby punk zaczepienia do kolejnego felietonu.

A tak?

Wolność słowa mamy.

Nie znalazłam ani słowa potępienia ze strony feministek, które jeszcze niedawno zdzierały staniki i włosy z głowy na samą myśl o kobietach, które siłą będą zawlekane do polskich burdeli na czas EURO 2012. W końcu szacunek im się należy i ktoś musi stanąć w ich obronie.  Są w końcu kobietami. Nie powinny być na usługach facecich chuci.

Ale..

To w końcu Kuba, kolega Kazimiery powiedział więc do licha! same sobie baby winne.

Zareagował tylko MSZ Ukrainy, który potraktował tą żałosną pogawędkę jak policzek i znieważenie. Internauci szczknęli się na Facebooku w proteście i przy okazji pokazali, że Polska nie stoi tylko na Wojewódzkim czy na lewackiej inteligencji. Ale, że Polskę reprezentują przede wszystkim przyzwoici ludzie.

Nie twierdzę, że dwaj panowie celowo obrażali. Może chcieli coś mądrego przekazać. Tylko, że ostatnio coraz gorzej im to wychodzi. Wojewódzki z młodego błyskotliwego buntownika zaczyna zamieniać się w starzejącego faceta, który rechocze ze sprośnych kawałów, które sam opowiada. To jest potwornie żałosne. Jeżeli sobie z tego nie zdaje sprawy – to tym gorzej dla niego.

Nie wiem jak zareaguje REM bo to do niej będzie należała decyzja co z tym fantem zrobić. MSZ Ukrainy oczekuje, że coś z tym fantem zrobią polskie władze. Choć najlepszym sposobem na "zrobienie czegoś z tym fantem" byłby pozew sądowy ze strony Ukrainy  przeciwko dwóm dowcipnisiom.

Tak dla jaj. 

Chłopaki znają się przecież na żartach i wiedzą jaką cenę ma „dobry”/mocny żart. A feministki i etyczki będą miały pretekst do kolejnego rwania włosów, do pisania kolejnych felietonów i biadolenia nad stanem demokracji.
____

Czy ktoś wie co by się działo gdyby podobne słowa pod adresem Polek padły w radiu ukraińskim?





Wspaniała interpretacja "inteligentnego dowcipu" 2 panów na-->  TOK FM








.

Wolność słowa


Chyba nikt nie jest tak dobry w promocji swojej kariery jak Doda. Doda wie co i kiedy powiedzieć by wywołać natychmiastową  reakcję w mediach, burzliwą dyskusję na forach internetowych, protest wśród publicystów poważnych gazet.

Kilka lat temu powiedziała, że wierzy w dinozaury bardziej niż w Biblię i "ciężko wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła".

Czy powiedziała coś strasznego? Nic czego nie wiedziałaby każda osoba mająca elementarną wiedzę historyczną i nic co wprawiłoby w szok duchownych. Ale Doda wiedziała, że czas jest dobry do promocji na grzbiecie krzyża. I należy tylko dobrać odpowiednie słowa by wzbudzić oczekiwany ryk.

Bo właśnie o dobór słów chodzi.

Od kilku dobrych lat na grzbiecie krzyża politycy z prawej i lewej strony robią kariery. Ale nie dlatego, że krzyż szanują tylko dlatego, że nim albo przeciw niemu walczą. I nie dlatego, że walczą "z"lub "przeciw" w sposób cywilizowany, ale dlatego, że oblekają go największym błotem. Dzięki temu istnieją i możemy oglądać ich gęby codziennie w telewizji.

Od kilku lat wulgarne określenia dominują nasze życie publiczne. Medialną burzę wywołuje się nie stwierdzeniem, że Wawel to nie jest dobre miejsce na pochówek głowy państwa tylko stwierdzeniem, że miejsce głowy państwa jest „w rynsztoku”. Można powiedzieć, że minister źle sprawuje władzę albo można powiedzieć, że jest „katolicką ciotą”. Można powiedzieć, że premier nie dość mocno walczy o prawdę smoleńską albo można powiedzieć, że jest zdrajcą narodu.

Przykładów można mnożyć i mnożyć.

Ale jest różnica pomiędzy Dodą a politykiem. Doda miała sprawę w sądzie a politykowi można skoczyć. Oczywiście Doda z powodu wyroku nie rozpacza. Za 5 tysięcy (co to dla niej?) ma reklamę w mediach i od kilku lat poparcie publicystów i polityków z powodu cenzury religijnej. Ponieważ na temat kościoła można powiedzieć wszystko w imię wolności słowa, ale gdy tylko jakiś bloger napomknie o cenie za świński ryj już pocztą leci do niego pozew sądowy.

Dzisiaj też towarzystwo wysypało swoje opinie na temat ograniczania wolności słowa i praw konstytucyjnych z powodu wyroku sądowego, który nakazał Dodzie zapłacić wspomniane już 5 tysięcy. Jakiś Maziarski napisał, że czas bić dzwony na trwogę i szykować się do walki (znowu?). Zblazowany profesor Bartoś powiedział, że można wypowiadać brednie bo ludzie mają prawo do mówienia bredni.

Oczywiście. Mają prawo czego dowodem są codzienne przekazy medialne. Mają prawo czego dowodem są fora internetowe. A inni mają prawo się oburzać. A sąd musi to roztrzygnąć. I to wszystko.

Gdyby sąd uniewinnił Dodę – padałyby brednie pod adresem oburzonych katolików. Ale ponieważ sąd nie uniewinnił – padają brednie pod adresem sądu.

I nikt z oburzonych nie chce nawet zauważyć, że sąd zakwestionował nie to co Doda powiedziała, ale formę wypowiedzi, która miała wyśmiać i obrazić. A to jest różnica. Jest różnica pomiędzy obraźliwym epitetem a krytyką.

Oczywiście nie daj Boże gdyby wyśmiać polityka czy publicystę. Wtedy mamy do czynienia ze schamieniem życia publicznego oczywiście. Nie daj Boże gdyby powiedzieć o naćpanej hołocie z mównicy sejmowej – wtedy  sprawa ociera się o KEP. Nie daj Boże gdyby kazać przeprosić za słowa „ubecki program” – wtedy zaczyna się festiwal „a niby dlaczego mam przeprosić”.

W tym wszystkim najgorsze jest to, że w imię wojenek ideologicznych zaczyna się kwestionowanie wyroków sądowych i nawoływanie do protestu przeciwko decyzji sądu. Zaczyna się ponowne  „ubieranie w słowa” cudzych przekonań, które odbiegają od przekonań "naszych". Czym jest nazwanie polityków "tchórzami", jeżeli jasno nie zadeklarują chęci zmiany prawa tak, by każdy mógł bez konsekwencji pleść co mu ślina na język przyniesie?

Dlaczego profesor Bartoś czy Wojciech Maziarski nie wniosą stosownego zawiadomienia w prokuraturze - zawiadomienia dotyczącego łamania prawa do wolności słowa w Polsce? Dlaczego nie skierują swojego gniewu i urażonych uczuć w stronę sądu by oficjalnie zaprotestować przeciwko „cenzurze religijnej”?

Dlaczego?

Ponieważ najprościej jest nawoływać innych do walki po to, by samemu doznać satysfakcji. Niż samemu walczyć. Tym bardziej gdy ma to być TYLKO walka ideologiczna prowadzona dla głodnych sensacji mas.

A Doda?

Na pewno ma się dobrze. Reklama za 5 tysięcy to taniej niż minuta w słabej porze oglądalności w telewizji. To taniej niż nagłówki na pierwszych stronach brukowców. I jeszcze taniej niż nagłówek na pierwszej stronie Gazety Wyborczej.

Czyż nie o to chodziło?


Dyskusja





.

To nie jest podróż do Shambali


Czeka całe życie i wykorzystuje każdy zły nastrój by usadowić się w naszym mózgu. Wie, że dopóki jesteśmy młodzi nie ma z nami żadnych szans. Ale jest cierpliwa i wie także, że gdy tylko zrzucimy skórę młodości powoli zacznie się odliczanie. Wie, że każdy dzień zabierze nam cząstkę naszej sprawności i nawet przy największej aktywności nic nie zmieni faktu, że powoli zaczniemy się starzeć.

Różnie może ona wyglądać. Może to być kwękanie na bolące stawy. Może to być żal za utraconym czasem. Może to być spokojne czekanie na koniec. Różnie ludzie odnoszą się do swojej starości. Różne granice ją wyznaczają. Kiedyś 40-letnia kobieta czuła się staro, dzisiaj 60-tka nie jest straszna. Wydłuża się granica naszego życia, aktywności, a są i tacy, którzy dopiero w jesieni życia zaczynają realizować swoje marzenia.

Bo przecież o to chodzi by je mieć.

Ale nie sposób pozbyć się myśli, że to jednak jesień życia. Nie sposób nie mieć obaw i lęków jak będzie wyglądała śmierć. W dzisiejszych czasach nie mamy zbytniej alternatywy. Będzie to rak, udar mózgu czy demencja starcza. A może Alzheimer.

Z tego katalogu możliwości nie wiadomo co będzie najlepsze. Może najlepsze będzie to co będzie trwało najkrócej?

Ale nie mamy wpływu na to co nas odprowadzi do drzwi wieczności. Jaki rodzaj choroby ściągnie nas z tego świata. I jak długo każe nam z nią żyć.

Czasami gdy choroba atakuje nie mamy czasu na zastanawianie się. Jeden potworny ból głowy i kończy się granica świadomego istnienia. Zaczyna się czas wegetacji. Może nawet lepiej, że nie wiemy co się z nami dzieje – bo to co się dzieje jest tak upokarzające, że pewnie byśmy powiedzieli „lepiej umrzeć niż tak żyć”.

Ale czasami jest tak, że nie mamy na tyle szczęścia by stracić kontrolę nad życiem nieświadomie. Nie mamy na tyle szczęścia by nie mieć świadomości co będzie z nami i naszymi najbliższymi. I wiemy jakie piekło w swojej chorobie im zgotujemy, znamy scenariusz upokorzenia.

Przecież każdy z nas widział człowieka z Alzheimerem. Może nawet mamy sąsiada z zaawansowaną demencją starczą. Może czasami się śmiejemy, że takie bzdury sąsiad wygaduje, albo, że półnagi wyszedł na korytarz. Albo zjada nie to co ma na talerzu.

Jeżeli nawet nie widzieliśmy to na pewno słyszeliśmy o tym jakie jest życie pod jednym dachem z człowiekiem zaawansowaną chorobą otępienną. Mimo miłości, mimo potężnego bagażu dobrych wspomnień, najbliżsi wbrew sobie „uczą się” niecierpliwości, agresji i zniechęcenia wobec kogoś kogo bardzo kochają. A potem sami wpadają w spiralę szaleństwa wywołanego poczuciem winy z powodu utraty kontroli nad swoimi emocjami.

Złe myśli wygrywają. Zmęczenie bierze górę i pozostaje pytanie: kiedy to się wreszcie skończy?

I patrzymy na naszego bliskiego, który kiedyś bardzo kochał nas a my jego. Widzimy jak się zmienia w  obcą nam osobę. Jak najpierw wykańcza nas psychicznie a potem.. patrzymy jak palcem smaruje po talerzu bo nie wie po co ten talerz stoi. Widzimy w jego oczach obłęd i często strach. Zamykamy drzwi na klucz żeby nie uciekł bo gdy wydostanie się na zewnątrz,  w swoim szaleństwie będzie biec przed siebie, nie wiadomo dokąd. A gdy nie wydostanie się z domu to będzie nas wyzywał albo krzyczał i wołał ludzi, których my nie znamy, a którzy dziesiątki lat temu otarli się o niego przez chwilę.

I tak będzie rok, dwa, trzy, cztery, pięć.. nawet 12 lat.

Taka to choroba, że ciało jest silne a w środku jest pustka. Zjedzony mózg, zjedzone serce, zjedzona przeszłość i wspomnienia.. zjedzone wszystko co stanowi nasze człowieczeństwo. Zostaje zewnętrzna powłoka, która reaguje tylko na bodźce fizyczne, a w środku mieszka zły demon. Nie bez powodu nazywano chorobę Alzheimera opętaniem.

Ilu z nas chciałoby tak żyć?

Ilu z nas nie zadrży gdy usłyszy diagnozę, że jutro słońca już nie rozpozna?

Przecież przychodzi taki moment w tej chorobie, że każdy następny dzień jest wielką niewiadomą. Że dzisiaj zamkniemy oczy do snu i już nigdy ich nie otworzymy mimo tego, że będą jutro otwarte.

„Lepiej umrzeć niż tak żyć”..

Kiedy jest najlepszy moment by podjąć decyzję?

Może dzisiaj jest jeszcze za wcześnie?

Ale jutro może być już za późno na jakikolwiek wybór..



Samobójstwo


Samobójstwo do niego nie pasuje – słyszymy wypowiedzi znajomych ofiary,  a ja zapytam: A do kogo samobójstwo pasuje?

Dostajemy życie po to by je godnie przeżyć. I nikt pewnie nie przychodzi na świat z myślą o tym, że zejdzie tylko i wyłącznie na własne życzenie. Do takiego czynu trzeba mnóstwa odwagi. Więcej odwagi niż wymaga tego życie.

Różne są powody. 

Czasami jest to tylko demonstracja, głośne wołanie o pomoc, które zwraca uwagę otoczenia na to, że coś złego się z kimś dzieje. Czasami ta demonstracja kończy się nieszczęściem gdy pomoc przyszła za późno.. ot, takie samobójstwo przez przypadek.

Czasami ludzie stają przed murem, którego nie mogą przebić a nie wiedzą jak można go obejść.. ot, takie samobójstwo z przymusu, z braku perspektyw.

Ale czasami ludzie stają przed murem, którego nie mogą przebić i nie chcą nawet spróbować go obejść.. takie samobójstwo zamierzone. Takie od którego nie ma odwołania. Wykonane w sposób nie dający żadnych szans na przeżycie.

Wtedy słyszymy, że to do ofiary nie pasowało. Że zawsze była radosna, że robiła plany, że nigdy się nie skarżyła - zapominając, że ci, którzy naprawdę chcą odejść w najmniejszym stopniu nie zasugerują swoich intencji.

Potem szuka się przyczyn, grzebiąc w życiorysie, wypatrując momentu, który mógł wzbudzić czujność otoczenia, ale został przeoczony. Tylko, że za późno. Klamka zapadła. Pozostaje poczucie winy, że coś przeoczyliśmy, albo wściekłość, że ktoś nas oszukał i zostawił sam na sam z szukaniem odpowiedzi.

-------

W polityce powody są różne, ale polityka to wachlarz przyczyn i skutków. Czasami zadajemy się z nieodpowiednimi ludźmi i nie możemy się od nich uwolnić w przyszłości, mimo tego, że weszliśmy na salony polityczne i o tamtych czasach chcielibyśmy zapomnieć. 

Czasami kierowani walką o zmiany korzystamy nieświadomie z pomocy ludzi, którzy otwierają przed nami drzwi na te same salony. Nieświadomie brniemy w zaoferowany luksus zapominając, że salon jest dla nas tak długo – jak długo my w tym salonie będziemy mieli dla innych wymierną wartość. Gdy nasza wartość spada przychodzi rachunek do zapłaty.

Czasami jest tak, że z chęci bycia wielkim chętnie korzystamy z pomocy ludzi, którzy otwierają nam drzwi na wspomniane już salony. Z pełną świadomością korzystamy z pomocy, żyjąc złudzeniem, że jesteśmy wielcy i nikt nam nie zagrozi. I biada gdy prawda okaże się inna. 
------
Czasami jest tak, że czujemy się zapomniani, odstawieni na boczny tor. Nasza rola w ważnych sprawach się zakończyła, odchodzimy na zasłużoną emeryturę i stajemy pod ścianą.

Co dalej? Tyle jeszcze można by zrobić, ale w kolejce do zmian stoi następna generacja, która zmiany poprowadzi już po swojemu. Mało tego nawet nie zapyta o radę, mimo tego, że nam wydaje się iż moglibyśmy tych rad sporo udzielić. Przecież kiedyś to my wszystko tworzyliśmy, oni tylko kontynuują. 

Więc dlaczego nie zapytają chociaż ?

Żal, osamotnienie, niepełna satysfakcja, a czasami niepogodzenie przed nieuchronnością ustąpienia miejsca innym staje się powodem do złych myśli. Czasami dochodzą do tego słabości, a czasami nagromadzone przez lata problemy, których nie było czasu rozwiązywać. A czasami zwykły strach, że coś nieuchronnie się już kończy.

Więc po co czekać?





Gdybyście nie wierzyli do czego można sprowadzić dyskusję na tak delikatny temat --> Salon 24




.

Sprawa Ramony S.


Mój pies jest kochany, lojalny i cierpliwy. I jeszcze posłuszny. Nie balansuje na granicy prawa, które owocuje potem spotkaniem ze stróżami tegoż prawa. No może tylko w jednej sprawie był nieugięty gdy spod naszego domu przeganiał upatrzonego przez siebie pijaka. Ale wiedziałam, że racja jest po jego stronie i z pokorą przyjmowałam ostrzeżenia straży miejskiej. Na szczęście pijak odpuścił i zmienił trasę spaceru, a mój pies powrócił do swojego ulubionego zajęcia jakim było „szczekanie i nic więcej”.

Nie zrobił mi takiego numeru jak pies Kory, który pod jej nieobecność zamówił z Holandii worek trawy . Mój pies zawsze wiedział, że komputer to teren dla niego zastrzeżony. Zresztą – w przeciwieństwie do pasa Kory - nie zna angielskiego więc zamówienia nie złożyłby i tak. Nawet gdyby spróbował to nici by wyszły, ponieważ mimo tego, że jest niedużym kundelkiem to, ma wystarczająco dużą łapę by wraz z enterem nacisnąć połowę klawiatury.

Ramona narobiła swoim zachowaniem sporo kłopotów Korze. Nie wiemy czy sama pali czy chciała zrobić prezent swojej pani. W każdym bądź razie wpadła na nielegalnym przemycie i jeszcze wkopała swoją panią, u której policja znalazła jakieś 3 gramy. Zrobiła się afera i teraz nie wiadomo co będzie. Jedynym ratunkiem dla Kory jest zwalenie tych 3 gramów na Ramonę. W końcu ponad 60-letnia kobieta chyba nie bawi się w narkotyki a młoda Ramona jest ciekawa wszystkiego. Jak to u młodych.

W obronie sprawy Ramony stanęły lewicowe orły. Były prezydent powiedział żeby nie karać. Ale byłego prezydenta już chyba nikt nie słucha więc jego apel obił się o ściany Radia Zet. Dzisiaj zabrała głos profesor etyki, która zamyśliła się  w związku z Ramoną nad bezmyślnością prawa i nawołała do jego powszechnego łamania.

Profesor etyki rozmarzyła się w radiu Tok FM nad pięknem marihuany, nad jej pachnącymi listkami i niską szkodliwością po suszeniu. I jak to w przypadku znawcy tematu bywa, rozpoczęła wymienianie zalet zioła: że nadpobudliwym kibolom można by podawać, internautom by lepiej przyswajali newsy czy dla osób religijnych jako pomocnik w magicznym myśleniu.

Oczywiście możemy traktować to jako żart, ale profesor etyki powiedziała, że „należymy do garstki krajów - głównie postkomunistycznych - które penalizują posiadanie niewielkiej ilość marihuany”. I chyba profesor Środa (bo o niej mowa) albo nie wie albo udaje, że nie wie, że w Europie marihuana jest praktycznie we wszystkich krajach nielegalna, a rządy krajów, które mają najbardziej liberalną politykę narkotykową zaczynają łapać się za głowę i powoli ograniczają łatwość jej dostępności.

Dzisiaj Czesi grzmią, że ludzie nie zdają sobie sprawy z zagrożeń jakie niesie palenie trawy i mówią o konieczności edukacji. Najpierw otworzyli drzwi do nieskrępowanego jarania, a teraz jęczą, że połowa czeskich dzieciaków sięgnęła po trawę i ostrzegają o szkodliwości jarania. Wymieniać tej szkodliwości nie mam zamiaru ponieważ zajmie to za dużo miejsca, ale wspomnę tylko, że jeden joint równa się paczka wypalonych papierosów. Resztę dopowiedzcie sobie sami.

Absurdalność depenalizacji opiera się na tym, że odstępuje się od karania za posiadanie nielegalnego produktu. To mniej więcej taka logika jak obowiązujący zakaz posiadania broni, ale odstępowanie od karania za posiadania pukawki i jednej kulki na własny użytek. Efekt jest taki, że od humorów stróży prawa zależy czy można zgodnie z prawem karać za posiadanie towaru niezgodnie z prawem.

Fajne masło maślane?

I tak to u nas działa. Poseł jara na ulicy w świetle kamer nielegalny towar i wszyscy mu mogą skoczyć. Ramona prawdopodobnie pójdzie siedzieć za to, że pani podprowadzała jej skręty i jeszcze pochwaliła się tym w telewizji. Kora może też pójdzie siedzieć bo ktoś musiał Ramonie kasę na zamówienie dać. A że nikt się nie przyzna – to być może sprawa zostanie umorzona z braku dowodów.

Dlaczego o tym napisałam?

Z jednego powodu. Profesor etyki namawia do łamania prawa. Sadźmy krzewy! Palikot idzie na demonstrację z napalonymi i publicznie pali skręta. On wraca do domu, ale nie dwudziestu paru demonstrujących, którzy wylądowali na komendzie policji.

Ktoś wie o kim piszę?

Nikt. To anonimowe ofiary nie swojej walki o koryto.

Tak jak kelnerka, która  nie wydała klientowi paragonu na kwotę 1 zł za skorzystanie z toalety, musiała zabulić mandat czy emerytka, która za nie wydanie paragonu (ksero30 groszy) wylądowała w sądzie z powodu narażenia skarbu państwa na utratę 2 groszy – tak wszyscy mogą skoczyć posłowi, który (jak podało wczoraj radio Zet) "zapomniał" wpisać do swoich oświadczeń majątkowych dwóch samochodów, samolotu, trzech pożyczek i udziałów w dwóch spółkach. I śledztwo zostało umorzone z powodu roztrzepania posła, chociaż nie było żadnej okoliczności łagodzącej dla kelnerki, która miała parzyć w tym samym czasie kawę dla gości restauracji i dla emerytki, która wykonywała monotonną i ogłupiającą pracę.

Takie są właśnie efekty walki o łagodzenie prawa. Nie chodzi o ty by je łagodzić tylko by na naiwności i nadziei innych mieć kolejne powody do walki o jakieś tam prawa.

Jedni łamią je świadomie i mają się dobrze - mało tego prokuratura tłumaczy to roztrzepaniem. A inni mimo roztrzepania czują ciężar prawa na własnym grzbiecie - mimo tego, że strata dla skarbu państwa żadna.

Sadźmy krzewy?

Może warto byście się zastanowili czy warto łamać prawo tylko po to by być więźniem sumienia na ustach polityka. To w końcu wy będziecie siedzieć a nie poseł czy profesor etyki.






.

I tyle będzie z waszej wolności


Obejrzałam wczorajszą „Kropkę nad i”, do której redaktor Olejnik zaprosiła dwa wściekłe psy. Takie psy, które nie wnoszą nic oprócz pyskówki o mniejszym lub większym nasileniu. Jakby tego było mało, pyskówki te skutecznie zamykają drogę do pokojowego współistnienia dwóch grup społecznych z poważnym odchyleniem w prawo lub w lewo.

Tandem Szczuka-Terlikowski gwarantuje dokładnie taką sama debatę jak para Niesiołowski – Kempa czy Palikot – Miller. I oprócz tego, że widzowie przed telewizorami mogli nakręcać się „za” albo „przeciw” to tylko taki jest efekt programu, że jeszcze bardziej się nakręcili „za” albo „przeciw”.

Jak zawsze zaczęło się od kolejnej parady równości, która przeszła ulicami miast i wyeksponowała po raz kolejny wrażliwość posła Biedronia, który na słowa pan jest zboczony pobiegł po policjanta i palcem pokazał, że ten w kurtce brzydko go nazwał. Swoją dziecięcą reakcję wytłumaczył walką z „mową nienawiści” i w zwrocie zboczony wcale nie dostrzegł ani oczytania ani imponującego wykształcenia dyskutanta. Dla odmiany w studio, redaktor Terlikowski wytłumaczył genealogię słowa zboczony i czasokres występowania tego słowa w literaturze naukowej. To spowodowało, że w pojedynku katolicka ciota kontra zboczony mamy remis.

Rozmowa oprócz tego, że szybko zjechała na katolickie podwórko i winą za homofobiczne zachowania pewnych osób zrzuciła na kościół, pokazała miałkość intelektualną i Terlikowskiego i Szczuki.

Cóż Szczuka mogła zaoferować powtarzając w kółko, że geje przez takich ludzi jak Terlikowski wpadają w depresję? Cóż mógł zaoferować Terlikowski powtarzając w kółko, że homoseksualizm to sodomia?

Zaoferowali homoseksualistom kolejną czarę goryczy a sobie uwagę mediów i zainteresowanie swoją osobą. Reszta obywateli, dla której mniejszości seksualne są pewnie obojętne, utrwaliła sobie albo stereotyp feministycznego dziwoląga, który bez penisa potrafi żyć albo zabetonowanego fanatyka, który wprawdzie katolicyzm interpretuje sobie po swojemu, ale można za taką interpretację dowalić wszystkim katolikom.

Już chyba raz pisałam, że nie ma grupy bardziej ośmieszającej mniejszości seksualne jak aktywiści, którzy w imieniu kochających inaczej idą na barykady. Nie ma polityka bardziej wystawiającego na pośmiewisko gejów i lesbijki jak ich obrońca, który rzuca najbardziej obrzydliwymi określeniami (zarezerwowanymi dla nich samych) w ramach poczęstowania obelgą. Nie ma chyba śmieszniejszego reprezentanta mniejszości w Sejmie jak wspomniany już Robert, który w sytuacjach delikatnych zachowuje się jak brutal a w brutalnych jak obrażona panienka. I nie ma chyba gorszego sposobu na ośmieszenie mniejszości seksualnych jak mniejszość seksualna, która palcem wskazuje na prawą stronę sali sejmowej i mówi: tam siedzi ukryty gej, wiem kto ale nie powiem..

Ostatnio mamy do czynienia z jakimś najazdem aktywistów lewicowych na życie publiczne. Niedawno odbyły się kolejne „Dni cipki”, w których aktywistki feministyczne rozwiązywały problem dlaczego kobieta musi sikać na siedząco i jako antidotum na bzdurność tego wrodzonego nawyku prezentowały rynienki, które trzeba sobie wsadzić TAM by spokojnie puścić strzałę. Nowocześnie, na stojąco i jak facet.

Kiedy?

Na przykład gdy jest impreza, po której się jest zbyt pijanym, by kucnąć, bo istnieją obawy, że można by było już z tych kucków nie powstać. Tak jakby panie wyzwolone nie wiedziały, że jak się jest zbyt pijanym by kucnąć, to tym bardziej precyzyjnie z rynienką się nie trafi i można obstrzelać sobie jeszcze ręce, a potem z rynienką paść.

„Wielką księgę cipek” dla dzieci pominę z litości.

Czy tego rodzaju idiotyzmy pomogą mniejszościom seksualnym w walce o szacunek? Czy możliwa będzie debata w Sejmie nad jakimkolwiek ułatwieniem życia homoseksualistom, skoro poziom debatujących z jednej strony sprowadza się do noszenia pornograficznych gadżetów i wyzwisk a z drugiej, do chichotania i oczywiście wyzwisk także? Jak mają być szanowane te grupy skoro najbardziej kontrowersyjna przedstawicielka mniejszości w Sejmie rozpoczyna nieformalne polowanie na geja po prawej stronie, a Biedroń powtarza: my wiemy kto to jest?

Czy nie jest to jawne pogwałcenie wszystkich zasad współżycia społecznego? Nie jest to wchodzenie z buciorami w prywatne życie innej osoby, która być może nie ma ochoty na ujawnienie się, ale dzięki Biedroniowi i Grodzkiej już nie śpi spokojnie?

Zastanówcie się drodzy kochający inaczej czy chcecie poprawić swoją sytuację czy może do końca życia chodzić na parady w otoczeniu ludzi, którzy tyle z wami mają wspólnego ile warte były wasze głosy przy urnach. Jesteście im potrzebni do tego by karmili własna próżność, uzupełniali swoje podstarzałe życie jakąś ideą i jeszcze zarabiali duże pieniądze na waszych nadziejach.

Jesteście najbardziej łakomym kąskiem dla lewicowych polityków. Zjedzą was a resztki wyplują. Oni będą najedzeni a resztki po was zeżrą głodne psy. I tyle będzie z waszej wymarzonej wolności.




.