Relikwie czyli nie czyń drugiemu..


Chyba każdy z nas ma pamiątkę po kimś kogo stracił na zawsze. Takie pamiątki, niezależnie od stopnia powagi, dają nam złudną trochę, świadomość obecności osoby, której nie zobaczymy już nigdy albo przez długi okres czasu. Takie pamiątki są normalnym działaniem w każdej kulturze i w każdym społeczeństwie.

Różnica polega tylko na tym kogo mamy upamiętniać i w jakim aspekcie życia społecznego. W skali narodu będą to bohaterowie walczący o wolność lub zagrzewający słowami do walki. Bohaterowie, którzy z powodu różnych okoliczności pochowani są na obcej ziemi. Ich szczątki, kości a czasami tylko prochy sprowadzamy do kraju i składamy w honorowym miejscu by móc je odwiedzać i oddawać im cześć.

Uczyć - także w ten sposób historii kraju.

W wymiarze duchowym, religijnym będą to szczątki, kości a czasami tylko prochy osób związanych z życiem religijnym i z życiem kościoła, które w wybranych okolicznościach udostępnia się wiernym by mogli oddać im cześć.

Inne będą sposoby celebracji w przypadku osób znanych i przygotowane dla szerokich mas, a inne w indywidualnych przypadkach. Są kraje, w których urny z prochami niekoniecznie znajdują się na cmentarzu – czasami stoją w domu rodzinnym, wśród swoich.

Po co?

Pewnie po to by złagodzić ból po stracie i mieć, to nawet złudne, poczucie obecności nieobecnego. Tak w zasadzie są to działania mające pomóc tylko nam, zanim pogodzimy się z samotnością, która znienacka nadeszła.

Chyba każdy z nas gromadził coś po kimś. Młodzi przyjmują ten zwyczaj zbierając pamiątki po swoich idolach. Dorośli pamiątki po swoich rodzicach. Ja osobiście przerobiłam podobny temat bardzo dawno temu, gdy mojego chłopaka znienacka dopadło wojsko i nagle okazało się, że dnie będą mijać bez jego obecności. Z rozpaczy zdarłam z niego koszulkę – nie dlatego, że była ładna, ale dlatego, że nim pachniała. I spałam z tą koszulką jak pies z kapciem swojego pana.

Dlaczego o tym napisałam?

Ponieważ znowu pojawił się temat, który wywołali znudzeni i dość prymitywni zwolennicy i współpracownicy Mesjasza Lewicy. Postanowili oni w ramach promocji kultury, zorganizować lajtowy kabarecik, w którym poużywali sobie jak zawsze na religii. Tym razem na tapetę rzucili pamiątki po człowieku związanym z kościołem, lżąc z relikwii ważnych dla ludzi wierzących i sprowadzając szczątki ludzkie do poziomu wypchanych konserwantami narządów zwierzęcych.

I nie byłoby w tym nic aż tak obrzydliwego gdyby nie to, że okraszali swój kabaret wulgarnymi słowami i mieli niezłą uciechę z latających wnętrzności gdy inscenizowali wojenny front walki. Może gdyby zastanowili się nad dramatem i tragedią ludzką w podobnych, prawdziwych okolicznościach.. ale oczekiwać od antyklerykała empatii to jak zdobycie Everestu choć głupotą oni sami ten Everest już osiągnęli. Mianowicie pochwalili się swoim lajtowym kabarecikiem w mediach. 

Po co?

Na pewno po to by znowu wywołać „dyskusję” a raczej histerię na temat  uczuć religijnych, która jest im potrzebna jak respirator dla zdychającej z braku poparcia partii. 

Ten wesoły (na poziomie antyklerykałów oczywiście) kabarecik uświetnił bardzo odważnie Robert Biedroń znany z biegania na skargę do policjantów gdy tylko sam poczuje się obrażony. Uświetnił także Andrzej Rozenek, który wielokrotnie w mediach nawoływał do szacunku dla opinii i poglądów innych.

W sumie nie ma znaczenia przy jakim dowcipie bawi się jeden prostak z drugim. Nie ma znaczenia co powie jeden prostak z drugim i jakimi metodami będzie prowokował ludzi wierzących. Ale wczoraj w TokFm przeczytałam kolejne złote myśli profesor Środy, która wspomniała o synu premiera w kontekście afery AG i stwierdziła (tak w największym skrócie), że gdyby w szkole były zajęcia z etyki to nie byłoby afery. Lub: jak ma nie być nepotyzmu skoro młodzi wszędzie słyszą pochwałę życia w rodzinie.  Albo jeszcze inaczej: problemem religii w szkołach jest to, że uczy miłości bliźniego, a nie przejrzystości finansowej.

Pech.

Nawiązanie do wychowania seksualnego pominęłam z litości.

Ale mam pytanie do pani profesor, która jest -można by rzec- ikoną intelektualną Ruchu Palikota i jego walki o cokolwiek z czymkolwiek. 

Kto zostałby wyznaczony do wpajania standardów życia publicznego i moralności wybierając z szerokiego grona posłów lub zwolenników partii, której tak namiętnie kibicuje?

Czy nowe w standardy etyczne będzie wpisane jako punkt najważniejszy, obwinianie Dekalogu i kościoła za wszystkie nieszczęścia świata?

I czy jako etyk i znawca tematu, doradzi swoim ulubieńcom by wpisali na indeks treści zakazanych przykazania nie przynoszące żadnego przecież żadnego pożytku?

A wśród których jest także przykazanie: nie czyń bliźniemu co tobie nie miłe.

Bo może od tego trzeba by było zacząć.. od samych siebie.



Chciałam wkleić wideo z lajtowego kabaretu, jednakże jest to tak prosta, nudna i banalnie prymitywna sztuka, że postanowiłam skierować tylko linkiem do źródła. Jeżeli tak ma wyglądać sztuka w wydaniu oświeconych to chroń nas Boże przed takimi zmianami i takim postrzeganiem etyki :/






.