Wczoraj jeszcze raz obejrzałam
ceremonię otwarcia Letnich Igrzysk w Londynie. Co innego w telewizji co innego
w internecie gdy można skupić się na wybranych fragmentach czy na dłużej
zatrzymać się przy konkretnej scenerii.
Tak więc po raz kolejny nie
mogłam wyjść z podziwu dla autora całego przedsięwzięcia i dla pracy
wolontariuszy którzy reprezentowali wiekowo: dzieci, nastolatków, ludzi
dojrzałych i dziadków. Dla pracy zatrudnionych w show koni, gęsi, krów, owiec,
kurczaków i łaciatych. Dla władz miasta i dla patriotyzmu Brytyjczyków.
Oficjalne klipy Letniej Olimpiady
uświetniały najlepsze postacie świata kultury, rozrywki i sportu pojawiające się
dosłownie w sekundowych urywkach. Nawet Królowa Elżbieta przyłączyła się do akcji
promocyjnej pozwalając by widzowie przez chwilę uwierzyli, że skacze z
helikoptera na spadochronie – choć wszyscy wiemy, że to helikopter szybciej skoczy ze spadochronem niż zrobi to Jej
Wysokość.
W tych czterech godzinach
zobaczyliśmy show jakiego ja nie pamiętam od czasów Olimpiady Zimowej w Calgary.
Wtedy motyw przewodni Igrzysk okupował listy przebojów aż do gorącego lata.
Dzisiaj może nie ma hitu muzycznego, ale przeskoczyć oprawę ceremonii otwarcia
będzie na pewno bardzo trudno kolejnym organizatorom.
Przez te cztery godziny zobaczyliśmy
świat takim jaki mógłby być. Świat bez animozji, świat cudownie kolorowy, zróżnicowany.
Świat, w którym jest miejsce dla wszystkich i dla każdego. Zobaczyliśmy całą
gamę kolorów skóry i zmiany w kolorach skóry jakie następują na kontynentach:
białych przedstawicieli sportu afrykańskiego i prawie czarną reprezentację
Stanów Zjednoczonych.
Widzieliśmy pokaz mody ze
wszystkich kontynentów od kaloszy zaczynając poprzez szpileczki, trampeczki,
klapeczki, dresiki, sari na turbanach kończąc. Zobaczyliśmy potęgi światowe a
także przedstawicieli państw, o istnieniu których dopiero się dowiedzieliśmy.
Widzieliśmy uśmiechniętych Irańczyków obok radosnych sportowców spod znaku
Gwiazdy Dawida.
Cztery godziny byliśmy w innym
wymiarze.
Przez cztery godziny mogliśmy zapomnieć
o tym, że gdy tylko demokracja zdewastuje Syrię to zacznie się demokratyzowanie
Iranu. Zapomnieć o tym, że radośni Pakistańczycy zaczynają mieć piekło u siebie
w kraju a uśmiechnięci Sudańczycy znowu zatapiają się w konfliktach.
Ale to przecież polityka – ona żyje
w innym wymiarze.
Chociaż był jeden akcent, który
dał nadzieje na zmiany. Była to chwila gdy znicz olimpijski zapalali bardzo
młodzi ludzie a nie jeden, wybrany sportowiec. Była to chwila gdy widzieliśmy znicz składający się nie z jednej pochodni, ale z wielu połączonych ogni. Była to chwila gdy starsze
pokolenie sportowców ściskało w swoich ramionach młodziaków będących wypadkową
przemieszania kultur i oddało symbolicznie w ich ręce ogień olimpijski.
Świat dostał przesłanie, ze
nadchodzą nowe czasy, że stare powoli ustępuje i oddaje miejsce kolejnej
generacji.
Czy byłoby to możliwe?
Chyba wszystko jest teraz możliwe.
W czasie inauguracji, na czele prawie tysiąca bębniarzy stała niesłysząca perkusistka Evelyn Glennie. To ona właśnie uświetniła część show pod nazwą Pandemomiun. I to dzięki jej przywództwu właśnie Pandemonium pozostawiło największe wrażenie.
W czasie inauguracji, na czele prawie tysiąca bębniarzy stała niesłysząca perkusistka Evelyn Glennie. To ona właśnie uświetniła część show pod nazwą Pandemomiun. I to dzięki jej przywództwu właśnie Pandemonium pozostawiło największe wrażenie.
Więc dzisiaj wszystko jest możliwe.
.
.