Każdy sądzi według siebie


Dzisiaj będzie bardzo krótko. Tematem moich przemyśleń będzie abdykacja papieża Benedykta XVI, która dla jednych była nieunikniona, dla innych jak grom z jasnego nieba. W mediach od razu rozpoczęły się dyskusje dlaczego do tego doszło, a patrząc na strony internetowe stacji telewizyjnych dało się zauważyć wielkie poruszenie.

Oczywiście do mediów zapraszano gości, zazwyczaj związanych z kościołem, Watykanem, a także publicystów zajmujących się sprawami kościoła. Tak było na świecie, tak było i u nas – przy czym u nas, na okres dyskusji, autorytetami w sprawach papieża stali się ci, którzy też kiedyś abdykowali.

Ale o tym za chwilę.

Można wyobrazić sobie ile sił ma ponad 80letni człowiek, schorowany, po operacji serca. My czasami po grypie nie mamy ich na tyle by od razu przystąpić do pracy, a co dopiero człowiek, który kieruje takim kombinatem jakim jest Watykan i musi mieć siły by przynajmniej w każdą niedzielę przemówić do tysięcy wiernych.

Można sobie wyobrazić co czuje człowiek, który widział ostatnie lata pracy swojego poprzednika. Poprzednika, który nie dość, że wyznaczył nowy styl kontaktów z wiernymi poprzez ciągłe pielgrzymki, to jeszcze kontynuował swoją misję mimo tego, że choroba zabijała go na oczach wiernych.

A jak bolesna jest to choroba –ja wiem. I jedyne uczucie, które towarzyszy wtedy choremu to bezradność.

Patrzymy na osoby chore i wiemy co nas czeka. Chorzy tego nie wiedzą i mają jeszcze nadzieję – my wiemy, że nadziei dla nich nie ma już żadnej. Ilu z nas podjęłoby się odpowiedzialności za ludzi wiedząc, że nadejdzie moment gdy nie będziemy nawet pamiętać podjętych decyzji?

Czasami odpowiedzialność za swoją misję jest większa. Gdy wiemy, że nasz czas powoli się kończy a nie mamy takiej jasności myślenia jak pięćdziesiąt lat wcześniej.

Papież taką podjął i wielu ludzi za to właśnie go szanuje. Za umiejętność stanięcia oko w oko ze swoimi słabościami i podjęcie męskiej decyzji: odchodzę. Ile razy słyszeliśmy w mediach, że niejednej mądrali w Polsce przydałoby się tyle bohaterstwa co papieżowi i jak powiedział J.Stuhr, którzy powinni powiedzieć: odchodzę, nie nadaję się do tego.

Ale my mamy swoich bohaterów.

Ostatnie dni, to głęboki wdech powietrza dla wszystkich tych, którzy kiedyś też odeszli z kościoła. Byli młodsi, zdrowi, pełni sił –a mimo to, porzucili kapłaństwo/zakon i rozpoczęli świeckie życie. Nie pytam dlaczego – każdy ma swoje powody. Widocznie nie dla nich była organizacja kościelna, nie dla nich życie duchowe, a może myśleli, że mając krzyż na piersiach będą codziennie spacerowali z aniołkami?

Ale to jest Twarda Ziemia a nie Niebo.

Może się rozczarowali?

Więc dlaczego z taką zajadłością tłumaczą nam w mediach, że 85letni człowiek, nie nadawał się na funkcję papieża, że nie radził sobie, że stracił wiarę, że tuszował, że sprzyjał itd.

Każdy sądzi według siebie?

Mówicie, że papież przejdzie do historii z powodu swojej abdykacji? A co Wy zrobiliście imponującego w czasie swojej posługi duchowej? Komu pomogliście przez chwilę dobrym słowem, dotykiem dłoni, spotkaniem w grupie?

O tym jak papież będzie zapamiętany zdecydują wierni, z którymi na pielgrzymkach spędził czas. Nie wy, którzy się obraziliście, zabraliście zabawki i do dzisiaj nie możecie znaleźć sobie miejsca w swoim świeckim, antyklerykalnym życiu. 




.